lundi 24 mai 2010

Sceny otwarte na... niezwyklosc,


na niebywalosc, na niesamowitosc... bo taki jest teatr marionetek i taki byl wlasnie tegoroczny 8-my z kolei festiwal marionetek pt. "Scènes ouvertes à l'insolite" (sceny otwarte na niezwyklosc). Festiwal odbywal sie w teatrze de la Cité internationale, ktory znajduje sie na przeciwko RER B Cité universitaire, 17 bd Jourdan 75014 Paris i trwal od 18 maja do 23 maja.
Nigdy wczesniej nie widzialam takiego prawdziwego przedstawienia marionetkowego, wiec gdy tylko zobaczylam ogloszenia, od razu sie napalilam, planujac juz z tygodniowym wyprzedzeniem, dzien, w ktorym stane sie swiadkiem tego niezwyklego widowiska:). Dzien ten przypadl na wczorajsza niedziele, ktora w calosci tam spedzilam.

Zanim sie jednak tam dostalam, spedzilam dokladnie godzine i 3O minut w metrze (gdyz postanowilam, ze dotre metrem) w zwiazku z jakimis problemami na linii, ktora obralam. Gdy wiec dotarlam bylam juz lekko zirytowana i zmeczona. Moje zirytowanie nie ustepowalo, gdyz nigdzie w calym budynku nie znajdowalam zadnych informacji, gdzie, co i jak funkcjonuje! Postanowilam jednak cierpliwie czekac, co oczywiscie oplacilo sie i zostalo mi wynagrodzone:).
Po okolo 30 minutach kasa z biletami zostaje otworzona, mozna wziazc juz jakies ulotki, zakupic bilety. Czesc przedstawien miala miejsce na polu, poniewaz budynek miesci sie tuz przy pieknym, duzym parku. Jest piekny taras, gdzie mozna wypic chlodne napoje, jest kawiarenka, gdzie mozna kupic cos do jedzenia - co tez uczynilam! Moim wyborem okazala sie najwspanialsza, jaka dotad jadlam tarta za sliwkami! Rewelacja:)) W Polsce taka mozna dostac dopiero okolo sierpnia, a ja zajadam sie juz w maju:).



U stop tarasu mym oczom ukazuja sie trzy malenkie, bialo-czarne domki, z malenkimi okienkami, a dookola kazdego z nich malenkie stoleczki w tych samych kolorach. Rozgladam sie niepewnie, w koncu jakas pani zaczyna cos tlumaczyc grupce osob, wiec przylaczam sie i juz mniej wiecej wiem, co bedzie sie dzialo. Juz za chwilke trzy panie, przebrane w czarne sukienki z bialymi elementami, niektore maja biale kropki, inne biale fartuszki, wyraznie umalowane, zaczynaja spiewac krotka, smieszna piosenke po angielsku - rozpoczyna sie pierwsze przedstawienie pt. "The Hood".

Ale uwaga! To nie jest zwykle przedstawienie, o nie! W tym przedstawieniu bierze sie udzial! Autorem jest Michal Svironi, sztuka otrzymala nagrode jury na miedzynarodowym festiwalu teatru ulicznego. No nic, nie zastanawiam sie nawet i siadam na jednym z tych niewielkich krzeselek. Obok mnie jeszcze dwie inne osoby i jedna z przebranych aktorek. Otwieram okienko i moim oczom ukazuje sie wnetrze domu lalek. Jak na dom lalek przystalo sa w nim lalki, ale przede wszystkim sa w nim filizanki, lyzeczki i dzbanek - wszak jest pora na herbate! I o tym jest przedstawienie - o dobrych manierach podczas picia herbaty! A wiec lekcja z dobrych manier: pani uzywajac niewielkiego dzwoneczka anonsuje nam pore picia herbaty, grzecznie pyta sie kazdego z nas, czy chcemy, wszyscy odpowiadaja pozytywnie, dziekujac przy tym skwapliwie. Pochwili unosimy juz nasze filizanki, obowiazkowo wysuwajac maly palec! Bez tego nie ma picia! Po degustacji na stol wyskakuje krolik - pora na podwieczorek! Dostajemy malutkie madlenki, ktore znajduja sie na talerzyku obok filizanki, kazdy ma taka madlenke dla siebie. Kazdy juz marzy o zatopieniu zebow w ciasteczku, a tu nagle... krolik znika... "O nie! Jadlam tak wolno, ze nie zdarzylam zjesc calego ciasteczka. Chcialabym znow, by byla pora podwieczorka!" - tak reaguje aktorka na znikniecie zwierzecia. I nagle krolik znow wyskakuje! Pani zamiast dokonczyc swoje ciasteczko bierze sie za ciasteczko mojej sasiadki, krolik znow znika, znow to samo zdanie i tak az wszystkie ciasteczka zostaja naruszone przez lakoma aktorke; zaproszeni goscie obeszli sie smakiem:P


Potem zaczyna bekac, dobre zachowanie i savoir-vivre biora w leb! I tak konczy sie to krotkie przedstawienie, w ktorym kazdy bral udzial, bo byl zmuszony do dania odpowiedzi:)) Bardzo ciekawe doswiadczenie:D
Juz w duzo lepszym humorze udaje sie tuz obok, gdzie stoi bialy stary samochod, wlasciwie bus, obok ciekawy stolik przypominajacy zegar; zdezorientowana podczodze do samochodu, w ktorym znajduja sie nietypowe przedmioty, ktore mozna dotknac, w kazdym cis przekrecic, cos przestawic, ba, mozna nawet,na nich stanac!
Tym wspanialym cudem okazala sie waga! Oj, nie mam najmniejszej ochoty sie wazyc... Ale, ale! To nie jest zwykla waga! Niemilosierne cyferki gdzies zniknely, zamaist tego na tarczy widnieja pewne przedzialy. Na kazdy przedzial oddzielne cytaty, o co chodzi??? Pytam pania, ktora jest specjalistka od tego wynalazku. Otoz waga ta mierzy nasz poziom stresu! Najlepszy wynik osiagaj ci, co maja zero, co zdarza sie rzadko, rzecz jasna. U mnie wskazowka znajduje sie w przedziale przed zerem, odczytuje cytat: "La morte attrape d'abord ceux qui courent" (smierc dogadnia najszybciej tych, ktorzy biegna) - oj, duuuzo stresu:PPP

Smieje sie jednak (nie lubie biegac:DD) i wchodze do pojazdu! Kilka kolejnych niesamowitych przedmiotow jest jeszcze do odkrycia! Kukulka, tykanie rytmomierza, stare listy i inne. Potem krociutki spektakl, podczas ktorego nic sie nie dzieje, gdyz aktorka w spokoju i uwaznie "bierze swoj czas", doslownie tlumaczac z francuskiego. No, ale w koncu wyciaga jablko, wklada do magicznego urzadzenia i po chwili czestuje nas kawalkiem owocu:).
Przedstawienie nosi tytul "Baby rumowe" (Les Babas au Rhum - Francja) Anny Spielmann. Nietuzinkowe:D



Z pleneru przechodze do wnetrza budynku. Uff! Juz troche chlodnej. W barze teatralnym znajduje sie bowiem wystawa marionetek pt. "Figures", artystka jest Aline Bordereau, ktora zreszta poznaje. Wysoka, chuda, brunetka okolo czterdziestki. Opowiada troche o swej pracy. Obiekty wystawione sa w niewielkiej sali. Nie jest ich duzo: krzeslo wiklinowe, na ktorym siedzi "kobieta" - lalka, malutki domek, domek lalki, ktora przeglada sie w lustrze, popiersie innej kobiety, cudny ptak! I inne dziwolagi, niektore demoniczne...

No i wreszcie przyszla kolej na profesjonalne przestawienia. Jest ich trzy, taki zestaw wybieram, place 12 euro.
Pierwsze przedstawienie trwa godzine i jest wystawiane w pieknej, duzej sali. Jest to "El vol de calandria" - przecudny spektakl Disseta Teatre z Hiszpanii. Hiszpanskiego ducha da sie odczuc juz po kilku sekundach! O czym opowiada
nam sztuka? Na scenie pojawia sie trzech aktorow: dwie kobiety i mezczyzna. Wszyscy ubrani sa w takie same, fioletwoe fartuchy. Dookolanich pelno dziwnych przemiotow. Nikt nic nie mowi, z glosnikow wydobywa sie atmosferyczna muzyka - klimaty Davida Lyncha. Kreca sie trche po scenie, tu cos badaja, tu ogladaja, przygladaja sie w bardzo niepewny i nieufny sposob. W pewnym momencie pan bierze stary akordeon, zaczyna grac i po chwili go otwiera! A ze srodka wychodzi niesamowita istota - bohater przedstawienia! Oczywiscie kukielka! Niezwykla, bo drewniana, o dlugich, cienkich nogach, duzych stopach, smiesznej malej glowie z duzym nosem:) To Niente. Powoli oswaja sie z nowym terenem i ludzmi, ktorzy zaburzyli mu spokoj. Niente nie zna tak naprawde zycia, poznaje go dopiero, gdy zostaje mu przestawiona Calandria - piekna, wrazliwa dziewczyna (kukielka, oczywiscie!) o ciezkich stopach - doslownie, ubrana w zwiewna czerwona sukieneczke. Bohaterowie zaczynaja sie poznawac i jak na prawdziwych bohaterow przedstawienia przystalo coraz bardziej sie soba zachwycaja, odkrywaja, by w koncu sie w sobie zakochac. Jest tylko jeden problem Calandrai nigdy nie bedzie mogla latac:( mimo wszytskich pocalunkow Niente. Tenze jednak wpada na pomysl, by uwolnic dziewczyne z ciezkich butow, po prostu je rozwiazujac! Znow sa szczesliwi! Calandria moze latac wraz z jej ukochanym! Jednak ich szczescie nie trwa dlugo... Calandria jest tak lekka, ze odfruwa do nieba, podczas gdy Niente pozostaje na ziemi... Serce Calandrii pozostaje na ziemi, zostake wrzucone do wazonu z woda - rozpuszcza sie... Niente powraca do akordeonu...
Przedstawienie jest piekne! Jestem zachwycona! Zachwyca mnie scenografia, muzyka, cienie i swiatlo na scenie, piekny taniec marionetek! Zachwyca mnie niebanalny, piekny, subtelny scenariusz!



Godzina minela, za pol godziny kolejny spektakl! Na co tym razem? Na francuskie przedstawienie pod tytulem "Signaux" (znaki) Yngvild Aspeli, ktore trwa 30 minut. To zachwyca mnie juz znacznie mniej... Jest to historia pewnego mzczyzny, ktory stracil reke, ale nadal ja odczuwa. Siedzi zamkniety w domu przed oknem, nie moze spac, pewnego dnia zauwaza dziewczyne, spacerujaca ulica, ktora bardzo go interesuje. Po tym "spotkaniu" reka przestaje go bolec; potem znow ja widzi, daje jej znaki z okna, ona na chwile przystaje, idzie jednak dalej, w pewnym momencie nadjezdza auto, kobieta zostajepotracona i umiera. Na scenie jest trzech aktorow i marionetka chlopaka ludzkich rozmiarow. Scena pozostaje ciemna, depresyjna, sama marionetka jest bardzo depresyjna, blada, brzydka. Oprocz tego okno, ktore sluzy jako jednen z akcesoriow. Ciesze sie, ze juz koniec! Po pieknie zeszlego przedstawienia, to wydaje mi sie malo ciekawe i nudnawe.




No i w koncu ostatnia scenka, na ktora tym razem musze poczekac okolo godziny, a jak na ironie trwa tylko 10 minut! Ale bylo warto!
Sztuka ta nosi tytul "Allume! Eteins!" (wlacz! zgas!)znow tej samej autorki - Yngvild Aspeil (Francja). Tym razem malenka scena, fotel, drewniany stolik z lampka i jedna aktorka, ktora budzi sie z glowa starej baby na swej piersi - to ona sama, starsza, ktora chowa sie przed smiercia. Aktorka jest swietna! Zmienia glosy - swoj i starej baby! Podoba mi sie!
I z tym ostatnim przedstawieniem konczy sie festiwal marionetek. Z nowymi artystycznymi doswiadczeniami wrocilam do domu. Co prawda ja w teatrze marionetek nie czulabym sie spelniona, ale sa luszie, ktorzy to kochaja i wspaniale mi to wczoraj udowodnili!

2 commentaires:

  1. Uwielbiam teatr lalkowy - jest magiczny w każdym calu !

    RépondreSupprimer
  2. Czyli jak zwylke rozumiemy sie w 100%:DD Na ten weekend szykuje sie festiwal tanca, m.in. tango:)))))

    RépondreSupprimer